6/05/2016

Szkockie spełnienie marzeń

Marzenia o podróży, o której Wam opowiem zaczęły się w internecie.
Bo to tutaj poznałam Irenkę (@charismatic_and_radiant). która mieszka od wielu lat w Szkocji i zaprosiła mnie do siebie. 
Tym samym spełniłam dwa wielkie marzenia. Pierwsze to oczywiście poznanie i  osobiste wyściskanie Irenki, drugie to Edynburg, do którego chciałam pojechać od czasów obejrzenia Trainspotting (bagatela - jakieś 20 lat temu lol )  


 Szkocja jest absolutnie zachwycająca <3 Bezszczelna zieleń, stada pasących się zwierząt (nigdy nie widziałam tyle krów, owiec, kóz radośnie pasących się i wylegujących) Jakoś to trochę przywróciło moją wiarę w ludzi, że można hodować zwierzęta z ich poszanowaniem. W każdym razie, z nosem przyklejonym do szyby oglądałam te radosne łąki.
Wspaniałą atrakcją była Whisky Tour - czyli zwiedzanie i degustacja whisky Glenfiddich . Nie jestem znawcą tematu, ale pasjonująca podróż po destylarnii uświadomiła mi, że whisky do alkohol, do celebracji czasu, z poszanowaniem długoletniej tradycji i filozofii przekazywanej pokoleniom. Wielokulturowe, doborowe towarzystwo, wyjątkowa oprawa oraz degustacja trunków uczyniły tą wyprawę za wyjątkową :)


Przepiękne, malownicze pejzaże z Cullen...





Wiało porządnie : )


Potomek Nessi?




Kolejny przystanek to Zamek Dunnottar, niedaleko Stonehaven


Widoki zapierające dech w piersi..





Edynburg


Jest i trainspotting - nareszcie zrozumiałam tytuł i przekaz. Jedyne znane mi miasto, gdzie ludzie relaksują się przy gwizdach i posapywaniach pociągów.


Zachwyca konsekwencja.. Miasto ma swój unikalny, charakterystyczny styl. Ciemne budynki, budowane z piaskowca sprawiają, że całość prezentuje się trochę mrocznie, surowo. Na pewno bardzo klimatycznie.



Wzgórki i pagórki ...









 Noc, spędziłyśmy z Irenką w bardzo przyjemnym hotelu, który dba o kultywowanie szkockiej tradycji w nowoczesnej wersji.




Dzięki Irence miałam możliwość poznać morze nowych smaków. Nigdy w życiu nie jadłam aż tak pysznie, ba! przepysznie. Oczy pożerały wszystko. Do dzisiaj pamiętam zapachy i kolory serwowanych dań. Nie wszystkie znalazły się na zdjęciach. I tak, trochę mi wstyd, że tak wszystko fotografowałam. W sumie uzmysłowiłam sobie, że jestem cholernie mocno uzależniona od internetu. Moje maniery były poniżej normy :/
Nigdy w życiu nie byłam w lokalu takim jak Tigerilly
Przepiękne, ekskluzywne miejsce...a gnocchi, specjalnie dobrane wino oraz czekoladowe fondue przyprawiły zmysły o wirowanie dwa metry nad ziemią.Czułam się trochę nieswojo w takich okolicznościach ale Irenka pomogła mi się zrelaksować i nieco oswoić.
Kokosowe piwo i lody to rozkosz dla podniebienia..
Mussel Inn to miejsce gdzie serwowane są specjały owoce morza...jakiż tam jest zapach, jakie smaki. Sałatka krabowa oraz Sea Bass to arcydzieła.. Irenka dała mi też spróbować małże (i nauczyła jak je jeść!).. Jeżuniu kochany - toż to kwintesencja morza w ustach. Przepyszne miejsce z super miłą, rodzinną atmosferą.
Nic jednak nie mogło się równać z jedzeniem serwowanym przez Gospodarzy... za każdym razem, Esie serduszko podskakiwało jak jojo na sznurku, gdy przed jej oczami ukazywały się arcydzieła kuchnii...jak za czarodziejską różdżką spełniały się kulinarne marzenia - serek halloumi, ser owczy, domowe bułeczki, makaron z przewspaniałym sosem z szałowi. Nawet pomidory z mozzarellą podane zostały w taki sposób, że musiałam zrobić zdjęcie... bajka!




To był bardzo inspirujący, refleksyjny czas.. Zdaję sobie sprawę, że byłam raczej biernym odbiorcą. Tak wiele emocji, nowych doświadczeń sprawiło, że lewitowałam dwa metry nad ziemią, nie bardzo do mnie docierało, że właśnie moje marzenia się spełniają.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za Twój czas.

Copyright © 2014 FantasMałgorie , Blogger