Marzenia o podróży, o której Wam opowiem zaczęły się w internecie.
Bo to tutaj poznałam Irenkę (@charismatic_and_radiant). która mieszka od wielu lat w Szkocji i zaprosiła mnie do siebie.
Bo to tutaj poznałam Irenkę (@charismatic_and_radiant). która mieszka od wielu lat w Szkocji i zaprosiła mnie do siebie.
Tym samym spełniłam dwa wielkie marzenia. Pierwsze to oczywiście poznanie i osobiste wyściskanie Irenki, drugie to Edynburg, do którego chciałam pojechać od czasów obejrzenia Trainspotting (bagatela - jakieś 20 lat temu lol )
Wspaniałą atrakcją była Whisky Tour - czyli zwiedzanie i degustacja whisky Glenfiddich . Nie jestem znawcą tematu, ale pasjonująca podróż po destylarnii uświadomiła mi, że whisky do alkohol, do celebracji czasu, z poszanowaniem długoletniej tradycji i filozofii przekazywanej pokoleniom. Wielokulturowe, doborowe towarzystwo, wyjątkowa oprawa oraz degustacja trunków uczyniły tą wyprawę za wyjątkową :)
Przepiękne, malownicze pejzaże z Cullen...
Wiało porządnie : )
Potomek Nessi?
Kolejny przystanek to Zamek Dunnottar, niedaleko Stonehaven
Widoki zapierające dech w piersi..
Edynburg
Jest i trainspotting - nareszcie zrozumiałam tytuł i przekaz. Jedyne znane mi miasto, gdzie ludzie relaksują się przy gwizdach i posapywaniach pociągów.
Zachwyca konsekwencja.. Miasto ma swój unikalny, charakterystyczny styl. Ciemne budynki, budowane z piaskowca sprawiają, że całość prezentuje się trochę mrocznie, surowo. Na pewno bardzo klimatycznie.
Wzgórki i pagórki ...
Noc, spędziłyśmy z Irenką w bardzo przyjemnym hotelu, który dba o kultywowanie szkockiej tradycji w nowoczesnej wersji.
Dzięki Irence miałam możliwość poznać morze nowych smaków. Nigdy w życiu nie jadłam aż tak pysznie, ba! przepysznie. Oczy pożerały wszystko. Do dzisiaj pamiętam zapachy i kolory serwowanych dań. Nie wszystkie znalazły się na zdjęciach. I tak, trochę mi wstyd, że tak wszystko fotografowałam. W sumie uzmysłowiłam sobie, że jestem cholernie mocno uzależniona od internetu. Moje maniery były poniżej normy :/
Nigdy w życiu nie byłam w lokalu takim jak Tigerilly
Przepiękne, ekskluzywne miejsce...a gnocchi, specjalnie dobrane wino oraz czekoladowe fondue przyprawiły zmysły o wirowanie dwa metry nad ziemią.Czułam się trochę nieswojo w takich okolicznościach ale Irenka pomogła mi się zrelaksować i nieco oswoić.
Kokosowe piwo i lody to rozkosz dla podniebienia..
Mussel Inn to miejsce gdzie serwowane są specjały owoce morza...jakiż tam jest zapach, jakie smaki. Sałatka krabowa oraz Sea Bass to arcydzieła.. Irenka dała mi też spróbować małże (i nauczyła jak je jeść!).. Jeżuniu kochany - toż to kwintesencja morza w ustach. Przepyszne miejsce z super miłą, rodzinną atmosferą.
Nic jednak nie mogło się równać z jedzeniem serwowanym przez Gospodarzy... za każdym razem, Esie serduszko podskakiwało jak jojo na sznurku, gdy przed jej oczami ukazywały się arcydzieła kuchnii...jak za czarodziejską różdżką spełniały się kulinarne marzenia - serek halloumi, ser owczy, domowe bułeczki, makaron z przewspaniałym sosem z szałowi. Nawet pomidory z mozzarellą podane zostały w taki sposób, że musiałam zrobić zdjęcie... bajka!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za Twój czas.